sobota, 9 lutego 2013

5. Perfekcyjny plan.


5. Perfekcyjny plan. 
 
Rankiem następnego dnia budzę się w towarzystwie swojej kolejnej zdobyczy. Brunet o nieco dużych uszach śpi wtulony w poduszkę. Zadowolona odpalam papierosa, zdobycie Bartman było jak kupienie dziecku lizaka, zbyt proste jak dla mnie. Budzę go, nie chcę żeby Bogdan nas nakrył. Nie mogę rezygnować z dostatniego życia u boku mojego pączusia. Może i nie jestem zbyt szczęśliwa, ale za to wyrachowana owszem.     
-Będziesz musiał już iść!- wstaje z łóżka i zakładam na siebie szlafrok. Nie jestem skrępowana widokiem nagiego ciała siatkarza. To tylko facet, jeden z wielu.
-Pójdę już- wygląda na skrępowanego, milczę.  Podchodzę i ze spokojem nieco wpinając się na palcach składam na jego policzku pocałunek. Czerwony ślad po szmince przyzdabia jego twarz.        
-Dziękuje za noc.       
-Ja również…może kiedyś jeszcze to powtórzymy?- słyszę rodzącą się w glosie bruneta nadzieje. Szybko go jej pozbawiam.- Nigdy nie powtarzam nocy z tym samym mężczyzną, mam takie zasady, wracaj do swojej blondynki o ciekawiej aczkolwiek dziwnej urodzie- radzę. Dogaszam papierosa i wskazuje na drzwi. Brunet wychodzi zostawiając za sobą woń dość intensywnych perfum. Otwieram okno, zmieniam pościel nie mogę pozwolić sobie choćby na drobny błąd. Bogdan wraca popołudniu, witam go w progu jak gdyby nigdy nic, przywdziewam maskę przykładnej, skromnej, stęsknionej narzeczonej. Wiem, że jest zmęczony i nie będzie miał ochoty na nic innego poza snem. Delikatnie całuje go w usta, mam w tym ukryty cel.                        
-Kochanie mam taką małą prośbę?   
-Co się stało Antonino? - Pyta oficjalnie.   Dłonią sięgam po ukrytą na dnie torebki ulotką.
-Chcesz się tam wybrać?, to trzy dni życia w zupełnej dziczy…
-Spokojnie kochanie, Michał dotrzyma mi towarzystwa, no i reszta sztabu, prawda?- wiem, że nie będzie potrafił mi odmówić.       



^^^

Miałem kilka dni wolnego. Po cichu liczyłem że odpocznę od Pani Prezes. Ta kobieta działa mi na nerwy. Ewidentnie chciała, zaciągnąć mnie do łóżka. Mnie spokojnego, nie szukającego przygód Włocha.  Nie do pomyślenia!    Ja rozumiem napalone Włoszki, Brazylijki, ale żeby Polki? Te stateczne kobiety jak moja matka. Ech mentalność ludzka zmienia się z biegiem lat najwyraźniej.  Trening minął bez większych utrudnień, wprawdzie Prezesówna zajrzała do nas na szczęście w tym czasie musiałem iść za potrzebą. Uniknąłem kolejnej konfrontacji. Lorenzo i reszta drużyny miała ze mnie niezły ubaw.  Chłopaki w szatni odgrywali rolę napalonej Pani Prezes nazwanej przez wszystkich zgodnie Godzilllaaaaaa! Akurat śmiałem się z kolegami, gdy niespodziewanie do naszej szatni zawitał Zdzisiu.
-Dobrze, że Antonina tego nie widzi!, chyba padła by na zawał- zażartował na wstępie. – Michał słuchaj, jest sprawa- zabierając mnie na stronę po cichu wyjaśniał  o co chodzi. Byłem wściekły dowiadując się, że z  mojego urlopu nici.     

^^^


Bogdan odprowadził  mnie do autokaru. Byłam taka podekscytowana zbliżającym się wyjazdem.  Wszyscy się zdziwią widząc moją osobę na szkoleniu. Przynajmniej teraz nikt nie zarzuci mi, że dostałam posadę bo mój Boguś jest udziałowcem. Dumnie wypięłam pierś, pocałowałam na pożegnanie Bogdana i wsiadałam do autokaru. Usiadłam na pierwszym siedzeniu, musiałam widzieć miny wszystkich wchodzących. Już oni będą długo wspominali ten wyjazd.    



^^^



Prawie spóźniłem się na autobus. Wybiegając z samochodu machałem do kierowcy, który na szczęście był tak uprzejmy i zaczekał. Zdyszany wbiegam do środka, macham do znajomych postaci i prawie dostaję zawału gdy moim oczom ukazuję się Antonina.

O matko! Chyba mnie zabijcie za tak długą nieobecność. Ech zła ja…Onet mnie wkurzył, przeniosłam się na blogspota i jestem. Mam nadzieję, że mi wybaczycie- ładnie o to proszę! Do usłyszenia mam nadzieje jeszcze w tym miesiącu.